Recenzja: Szaleństwo Marszu.
Tytuł: Szaleństwo marszu
Autor: Jacques Lanzmann
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 239
Ocena: 8/10
Na odwrocie książki czytamy że Jacques Lanzmann „udziela rad w kwestii ekwipunku, poucza, jak należy oddychać i odpoczywać (…). A wszystko to ubarwia anegdotami, wspomnieniami i fotografiami”.
Po przeczytaniu tej książki odnoszę zupełnie inne wrażenie, Autor robi coś o wiele lepszego – opowiada, wspomina, marzy, a przy okazji udziela rad. Czy to przekreśla tę książkę? W moim odczuciu to właśnie jest w niej piękne… ale od początku.
Sam Autor jest dla mnie zagadką o którym na próżno szukać informacji w polskim internecie. Z francuskich i angielskich stron dowiedziałem się tyle ile wynika z książki – wielki piechur, przemierzył cały świat, był żydowskiego pochodzenia, a podczas II Wojny Światowej jako dziecko brał udział w walkach – nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów które można znaleźć w książce, ale uwierzcie mi na słowo – twardy człowiek. Jest to wyjątkowo barwna postać.. Niestety prawie sześć lat temu Jacques Lanzmann odszedł na najdalszą wędrówkę w swoim życiu. Pozostały po nim liczne teksty i książki, w tym także „Szaleństwo marszu”.
Po przeczytaniu “szaleństwa marszu” widzę jej autora jako człowieka o żelaznej kondycji, nie znoszącego sprzeciwu, nie tolerującego słabości, nie mającego litości dla słabszych, ani nie znoszącego tłumaczeń i usprawiedliwień. Mimo tych wszystkich cech, Autor jest postacią pozytywną której bez trudu przychodzi usprawiedliwienie pozostawienia swojego dziesięcioletniego syna na Saharze (na szczęście nic się nie stało), lub gdy zrezygnował z dalszej wędrówki z powodu bólu kolana.
Jak można się domyślić, książka napisana przez takiego człowieka nie będzie byle jaka – chodź nie można powiedzieć że jest ona łatwa i przyjemna. Wydaje mi się jednak że warto ją przeczytać by dryfować na falach wspomnień i marzeń Autora, by słuchać jego mówionych wprost, często bardzo „ostrych” uwag. Zresztą wydaje mi się że nie każdy miałby odwagę napisać ile chorób wenerycznych złapał podczas swoich podróży, oraz przeplatać w tle podteksty seksualne.
Jeżeli szukasz poradnika z którego chciałbyś się dowiedzieć jak maszerować ta książka nie jest dla Ciebie. Jeżeli natomiast chciałbyś posłuchać opowieści człowieka który obszedł prawie cały świat, a jednocześnie poznać kilka jego sekretów związanych z maszerowaniem – szczerze polecam!
W telewizji Bear Grylls zjada robaki, świadomie znajduje się w ekstremalnych sytuacjach, często ryzykuje własnym życiem – ta książka jest zupełnie o czymś innym. Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że tej książki nie napisał Bear Grylls człowiek jedzący robaki, tylko Honorowy komandor porucznik Królewskiej Marynarki Wojennej, a także naczelnik brytyjskiego ruchu skautowskiego – Bear Grylls.
W telewizji Bear Grylls zjada robaki, świadomie znajduje się w ekstremalnych sytuacjach, często ryzykuje własnym życiem – ta książka jest zupełnie o czymś innym. Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że tej książki nie napisał Bear Grylls człowiek jedzący robaki, tylko Honorowy komandor porucznik Królewskiej Marynarki Wojennej, a także naczelnik brytyjskiego ruchu skautowskiego – Bear Grylls.
W telewizji Bear Grylls zjada robaki, świadomie znajduje się w ekstremalnych sytuacjach, często ryzykuje własnym życiem – ta książka jest zupełnie o czymś innym. Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że tej książki nie napisał Bear Grylls człowiek jedzący robaki, tylko Honorowy komandor porucznik Królewskiej Marynarki Wojennej, a także naczelnik brytyjskiego ruchu skautowskiego – Bear Grylls.